SŁOWACJA 2007









Autorem relacji jest Janek. Oryginalna wersja znajduje się TU


Dzień 1 (24 IV 2007). Kościelisko - jez. Liptowskie. 70,6 km w 3h 19min śr 21,3 km/h. 639m przewyższenia.

   Auto zostawiamy w Kościelisku u... księdza ;-). W Chochołowie dojeżdża Marcin. Ma w nogach 175 km poprzedniego dnia i niewiele mniej dziś, a do tego problem z kolanem. Długodystansowiec ;-). Jemy obiad, przejeżdżamy przez granicę, odwiedzamy kantor - i jazda. Po drodze zaliczamy jedną ulewę w Vitanovej, oglądamy kuracjuszy w źródłach termalnych Oravic i przez sedlo Borik wspinamy się na Kvacianske sedlo. Po drodze mży deszcz, las paruje i jest mgła - świetne światło. Samo osławione relacjami z netu Kvacianske sedlo wcale nie jest od północnej strony takie hardcorowe. Za to zjazd z niego jest super - seria ciasnych zakrętów i ponad 60km/h na liczniku. Po prawej stronie widac jezioro Liptowskie, jest ogromne. Spadamy w dół prawie 550m i rozbijamy namiot nad samym jeziorem. 



Dzień 2. Jeź. Liptowskie - Betlanovce. 104,6 km w 5h 8min śr 20,3 km/h. 749m przewyższenia.


   Z rana jedziemy do Liptowskiego Mikułasza na śniadanie. Potem pedałujemy pod autostradą i oglądamy zamek w Liptovskym Hradoku. Wcześniej o mało nie obieram złej drogi - podłączam się za truckiem i tylko dzięki Marcinowi, który zagadał z miejscowymi bajkerami wracamy na wsłaściwy skręt. Jedziemy "drogą wolności" i mozolnie wspinamy się na górę, ku Strbskiemu Plesu. Wiatr wieje w twarz, a wysokość rośnie bardzo powoli. Spotykamy miejscowego leśnika na rowerze doglądającego powalonego przez wichurę lasu. GoreTexowe buty, przerzutka XT, no dbają Słowacy o pracowników ;-). Tankujemy wodę w "trzech studniczkach" i wjeżdżamy na Strbskie Pleso. Tam czekam na górze 20 min., a Maciek tyle samo... kilka zakrętów niżej, przy skrzyżowaniu. Może czas zacząć wozić walkie-talkie? ;-) Koło stacji elektriczki jemy Langosa polecanego przez Arka. Jak dla mnie - niezłe świństwo, nie polecam :P. Za to odwiedzamy kawiarenkę internetową ;-). Zjazd z Plesa rozczarowuje. Raz, że stromizna jest słaba, dwa, że bardzo silnie wieje w twarz. Po drodze robimy foty - góry ładnie się prezentują na tle powalonego lasu. W Starym Smokovcu zjeżdżamy na Novą Leśnąi dopiero zaczyna się prędkość - sześć dych jak nic ;-). Jedziemy do Popradu, gdzie odwiedzamy Billa i idziemy do knajpy na "hranulki". Dalej jedziemy dość główną drogą w stronę Słowackiego Raju, zaliczając szybkie zjazdy i hopy. W Betlanovcach Arek wynajduje sympatycznego "pivata", gdzie był z żoną kilka lat wcześniej. Na ten argument cena spada o 50sk na głowę ;-) Niech żyją dwa najważniejsze wynalazki ludzkości: kibelek i prysznic ;-)

Dzień 3. Betlanovce - Spisskie Podhadie. 94,2 km w 4h 47min śr 19,7 km/h. 1027m przewyższenia.

   Zaczynamy podjazdem na sedlo Kopanec - 430m do góry, ale bez szalonych stromizn. W ogóle na całym wyjeździe nie było nic "zatykającego". Ze szczytu zaczyna się bardzo elegancki zjazd w stronę Dobsinskiej Ladovej Jaskyni. Ciasne zakręty, dobry asfalt i jest mój rekord prędkości na wyjeździe- 63,9 km/h. Obieramy kierunek na jaskinię, a tam zonk - czynne dopiero od 15 maja! Jedziemy więc na Dedinky. Zaczynają się podjazdy - długie, konsekwentne i niezbyt strome. W większości przez las, wjeżdżamy na sedlo Grajnar. Stamtąd zaczyna się świetny zjazd do Spisskiej Novej Vsi. Spadamy ok 550m w dół - rewelacja. Po drodze okazuje się, że Arkowe sakwy ocierają na wybojach o koło. Pękł bagażnik! W Spisskiej Arek z Maćkiem ruszają na poszukiwanie sklepu rowerowego, a ja z Marcinem oglądamy miejscowe "laski". Wracają po 1.5h, kiedy mamy już kompletnie dość i znikają na pizzę. Wracają po... 50 min, a nam już niemal tyłki przyspawało do ławki. No comments :|.  Jedziemy w stronę zamku Spissky Hrad. Samo Spisskie Podhradie to dość ciekawe miasteczko z mnóstwem Cyganów. Interesujące obrazki - umorusane dzieciaki grające w piłkę, życie przed domami. Oglądamy Spisską Kapitułę - robi wrażenie. Sam zamek jest nieczynny, więc robimy tylko zdjęcie od dołu. Śpimy na polance koło kapituły.

Dzień 4. Spisskie Podhadie - jeź. Czorsztyńskie. 93,9 km w 4h 41min śr 20,0 km/h. 986m przewyższenia.

   Jazdę zaczynamy główną drogą, wśród TIRów. Jedziemy do Levocy, gdzie ja z Marcinem czekamy przy murach miejskich przy głównej drodze, a Maciek z Arkiem na rynku. Może czas na walkie-talkie ;-)? Levoca ma - wg. Marcina - rewelacyjnie ładne kamieniczki na rynku. Mi też się spodobała. Jedziemy główną drogą do Keźmaroku - z kazdym TIRem serce skacze mi do gardła - nieprzyjemne :|. W samym miasteczku obserwujemy życie miejscowych Cyganów w restauracyjkach przy rynku. Trzeba obiektywnie przyznać, że robią niezłą oborę :|. Z Keźmaroku jedziemy na północ, w stronę polskiej granicy. Po drodze wspinamy się na Magurskie Sedlo, 12% podjazdem. Na początku jest stromo, ale potem się wypłaszcza i można przyspieszyć. Potem piękny zjazd i przez 12km robimy "pociąg" - zmieniając się na prowadzeniu. Mimo "wmordewindu" 33-37 nie schodzi z licznika. Przed granicą pozbywamy się ostatnich koron i wkraczamy do macierzy ;-). Potem jeszcze podjazd do zamku w Nidzicy i objazd jeziora szutrówką - i juz mamy miejsce na nocleg, na plaży (psując przy okazji amory kilku parom ;-)). Woda jest zimna, ale walka z brudem wymaga poświęceń - trochę soli w wodzie zostało ;-). A wieczorem - ognisko z kiełbaskami :]. 



Dzień 5. Jez. Czorsztyńskie - Kościelisko. 49,2 km w 2h 32min śr 19,4 km/h. 690m przewyższenia.

   To muszę podkreślić złotymi zgłoskami: "Tego dnia Maciek nie wstał ostatni". Jedziemy na zachód w stronę Zakopanego. Po drodze, na zjeździe do Frydmanu Mackowi pęka szprycha. Niestety - od strony kasety. Po podcentrowaniu uznajemy, że dojedzie. Asfalt jest fatalny, trzęsionka zupełna, wiatr w twarz przez cały dzień, źle sie jedzie. Asfalt poprawia się po wjeździe na główną drogę, za to czekają fajne, max 15% podjazdy w Bukowinie Tatrzańskiej. Mijają nas 2 wozy strażackie na sygnale - rondo z lewej strony w pełnym pędzie to dla nich betka. Killerzy ;-). Za Zakopanem ostatnie frytki i podjazd do Kościeliska. Pakowanie rowerów na bagażniki i do domu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz