W tym roku Maraton Podróżnika
zawitał w Bieszczady i okolice. Trasa okazała się kapitalna tylko niestety moja
noga (a dokładniej zatoki) nie bardzo się na nią nadawała. Raz, że zupełnie nie
miałem ochoty na jazdę a dwa, że byłem mocno przeziębiony. Finalnie skończyło
się tak jak można było się spodziewać tzn. po przejechaniu 370 km odpuściłem sobie.
Fakt, że tylko dzięki Michałowi, który cały czas dawał koło dojechałem tak
daleko. Z drugiej strony gdyby nie załamanie pogody może dotoczyłbym się jakoś
do końca w trybie turystycznym. Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek robił
pompki na przystanku by się rozgrzać. Plus jest taki, że co zobaczyłem to moje a
wycof umożliwił mu uczestnictwo w spożyciu na mecie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz