Za podsumowanie powinno wystarczyć stwierdzenie, że było szybciej niż w
zeszłym roku - średnia z samej jazdy skoczyła z 34,8 kmh na 35,8 km/h. Znaczy
jest progres ;). Poniżej krótka relacja autorstwa Jurka i link do filmiku autorstwa Karola. Były plany na zrobienie obszernego materiału filmowego ale przy tej prędkości
raczej kiepsko trzyma się kamerę. Fotki zrobił Karol a kilka ukradłem w
internetach (ich autorem jest Anna EM)
Nie było jeszcze takiej
edycji Pięknego Wschodu, na której nie pojawiła się reprezentacja Szybkiego
Kopyta. Również i w tym roku nasz ekspres został podstawiony do Parczewa, i to pierwszy
raz w pełnym składzie: Krzysztof Dziedzic Karol
Żwiruk, Mar
Kro, Jurek Królikowski i Michał Szadura. Wyścig
de facto rozpoczął się… na przystanku autobusowym 100 metrów za linią startu,
gdzie przez 25 minut kompletowaliśmy wagoniki wypuszczane na raty przez
organizatora. Gdy tylko skład został zestawiony,
ruszyliśmy niczym pendolino centralną magistralną kolejową.
Pierwsza
połowa minęła jak z bicza trzasnął równomiernym grzaniem po równinach. Słowo
„grzanie” towarzyszyło nam zresztą przez większość trasy – nie tylko za sprawą
prędkości, ale i wysokiej temperatury, która wymuszała ciągłe chłodzenie
podzespołów naszego pociągu hektolitrami izotoniku. Za
Puławami wjechaliśmy na wyżyny, tutaj też prezesowski wagonik z przyczyn
technicznych został odłączony, reszta popędziła dalej stawić czoło lubelskim
pagórom. Odcinek 50 km przez region o wdzięcznej nazwie Wyniosłość Giełczewska
stanowił unikatową kombinację nierównych asfaltów i solidnych hopek, które w
połączeniu z „patelnią” i już nieco zmęczonymi nogami usilnie próbowały
demotywować do dalszego kręcenia. Za
przedostatnim punktem kontrolnym słońce szczęśliwie zaszło, pagóry się
wygładziły, ekspres znów nabrał więc tempa i popędził w nocną otchłań nie
bacząc na takie przeszkody, jak choćby kotek wygrzewający się na środku drogi
wojewódzkiej (uspokajamy – przeżył). Przejechawszy
505 km, na mecie zameldowaliśmy się po 15 godzinach i 16 minutach od startu z
przystanku autobusowego, co w klasyfikacji open pozwoliło nam zająć 2. miejsce.
Satysfakcja zatem jest, choć wciąż zazdrośnie spoglądamy na wynik zwycięzcy
(gratulacje @Paweł Pieczka !) A co z
prezesem? – zapytacie. Prezes nigdy się nie poddaje i po nocnej przerwie
technicznej zameldował się o poranku na mecie. Tymczasem kolejne ultra-wyzwania
już za pasem, więc bacznie śledźcie nasze poczynania !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz